sobota, 21 czerwca 2014

O tym, jak rzuciłam palenie i jak mnie to uszczęśliwia.

Zaczęłam palić 3 miesiące przed 16 urodzinami. "Jakoś tak wyszło". Nie robiłam tego dla szpanu, czy czegoś w tym rodzaju (może trochę, podświadomie? Byłam wtedy szczeniarą, kto wie, co mi w mózgownicy siedziało). Najpierw jeden, nieśmiało, potem kolejne i kolejne, i wcale nie dało mi się przetłumaczyć, że...


... bo dobrze się czułam, paląc je, serio!
Mijały lata, wydawałam pieniądze, przyszła osiemnastka i ta wolność, że wszędzie je sprzedadzą. Powiedziałam mamie, mama rabanu nie narobiła, no bo co poradzić, przecież jak krzyknie na mnie, to nie przestanę palić. I BARDZO DOBRZE. Istnieje ryzyko, że mogłabym się zbuntować i palić na złość jeszcze więcej (ach te nastolatki). Czasem miałam ich dość, bo pieniądze, bo cera itd. Ale paliłam dalej - dla towarzystwa, do alkoholu, na smutek i stres.
Przyszły studia. Ja wciąż palę. Bo jak to, piwko jest, a papierosek gdzie? Wysiadam z tramwaju, mam jeszcze parę minut pieszo na wydział, to papierosek! Jakieś szamanko na mieście? Sala dla palących oczywiście, ewentualnie ogródek - nie ma to jak papierosek na świeżym powietrzu. I było mi dobrze, jakoś tak pieniędzy mi wystarczało nawet. Przyszły wakacje, też dawało radę. W międzyczasie tata się zorientował, też nie skrzyczał, zmartwił się i pouczył.

Wrzesień - tu mi się trochę pokićkało, paliłam... paczkę dziennie. W październiku już mniej. Wypalałam swoją normę, to znaczy jakieś 2-3  paczki tygodniowo. Było spoko, rano kawka i papierosek, wieczorem piwko i papierosek, ewentualnie... siłownia i papierosek ;) I tak mijał sobie czas.

Pewnego listopadowego wieczora, bądź popołudnia (to był chyba 29) skończyły mi się papierosy. Myślę "oho, trzeba się ubrać i wyjść po kolejną paczkę". Pomyślałam raz jeszcze "ale chwila, serio jest mi to potrzebne do szczęścia? to kosztuje, to niszczy zdrowie i cerę, poza tym...


... naprawdę potrzebuję kolejnej paczki, tak bardzo muszę wydać te 12,80?".

I nie kupiłam papierosów po dziś dzień.

A teraz, jak mnie to uszczęśliwia? Ano tak, że zaoszczędziłam dzięki temu już jakieś 1000 zł? Nie, to nie jest czcze gadanie, bo ten 1000 zł to część moich oszczędności, które leżą sobie na koncie. Nie śmierdzę! Nie tracę czasu "na papieroska", nie obawiam się raka (patrząc na historię chorób w rodzinie, mogę). 

Czuję się wolna. Tak, rzuciłam z dnia na dzień, nawet mnie jakoś mocno nie ciągnęło. No, może chwilami, ale nieszczególnie. Naprawdę polecam uwolnienie się od papierosów ;)

A póki co, dobranoc, pchły na noc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz