sobota, 7 grudnia 2013

Powrót na właściwe tory: wszystko na bieżąco + krótka refleksja na temat minionej jesieni.

I znów dłuższa przerwa, ale wcale nie bezowocna :)
W większości udaje mi się spełniać większość zadań na bieżąco. Naczynia w zlewie? Pozmywać! Przebrałam się? Ubrania do szafy! I to nie wrzucone jakkolwiek, a ułożone w odpowiednim porządku.
Takie działanie pozwala mi na zachowanie porządku a dzięki temu mniejszą pracę przy sprzątaniu. Ba! Ostatnio przy rozwieszaniu prania, zaczęłam układać skarpetki obok siebie, chociaż do tej pory uważałam to za zbędny rytuał!
Poza tym takie zachowanie nie pozwala mi na poczucie niechlujstwa, a to daje mi psychiczny komfort :)

Jeżeli chodzi o resztę punktów, ich realizacja idzie mi całkiem całkiem. Fakt, nie mogę powiedzieć, że na 100% (co tyczy się również opisanej powyżej zasady), jednak jest to poziom wystarczający na powiedzenie, że trzymam się planu, nie wywołujący u mnie poczucia sztywnych ram, których muszę się bezwzględnie trzymać, bo w przeciwnym wypadku czekają mnie potworne tortury :)


Właśnie zaczęła nam się zima, na fejsbukach o niej głośno, spadł śnieg, w chwili obecnej ogólna zawierucha. Wynika z tego jednocześnie, że skończyła się jesień, którą... przegapiłam! Poważnie, wczoraj doszłam do wniosku, że nie zdążyłam się jej przyjrzeć i podziwiać. Chociaż jakby się zastanowić, byłam (i wciąż jestem!) zapatrzona w innym kierunku, co mnie usprawiedliwia :) Całe szczęście wykopałam dzisiaj w czeluściach mojego telefonu kilka zdjęć z minionej pory roku, a oto próbka:


Tymczasem żegnam Was, spędzając ten sobotni, zimowy już wieczór, w studencki sposób ;)

Łapcie chwilę!

sobota, 23 listopada 2013

Powrót na właściwe tory.

Ostatnimi czasy czuję się zaniedbana i mam wrażenie, że utraciłam kontrolę nad wszystkim, co się wokół mnie dzieje. Nie podoba mi się to wcale, więc postanowiłam temu zaradzić. Dlatego postanowiłam wprowadzić w życie tych kilka poniższych punktów.
  1. Wszystko na bieżąco.
  2. Czyste otoczenie.
  3. Dbam o siebie.
  4. Wewnętrzny spokój.
  5. Listy "to do".
Nie jest tego dużo, ale proste, nie znaczy gorsze ;)
Jeżeli chodzi o katalizator moich refleksji, mogę do niego zaliczyć opuszczenie trzech ćwiczeń z jednego przedmiotu i zaspanie na zaliczenie. Rozleniwieniu i olewactwu mówię STOP, i biorę się do roboty :)

sobota, 9 listopada 2013

Nie zawsze jest kolorowo.

Do tego posta zainspirowało mnie kilka ostatnich rozmów z jedną osobą. Każdy chciałby mieć wiecznie z górki, każdy dzień pełen radości, bez żadnych smutków..

STOP, To nie bajka, ani amerykański film. Nasze emocje się zmieniają, nasza sytuacja życiowa też się zmienia. Oznacza to, że czasem musimy się odosobnić (np. w towarzystwie lodów, czekoladek i wyciskacza łez ;) ), wypłakać swoje, przemyśleć, dać sobie na wstrzymanie z wiecznym optymizmem. To jest jak najbardziej ok i w porządku, bo przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Takie nakładanie maski osoby wiecznie szczęśliwej każdego dnia potrafi być męczące. Chociaż muszę przyznać, że w większości przypadków takie "udawanie szczęścia" (ten temat rozwinę innym razem) jest jak najbardziej wskazane, bo poprawia humor samej osobie udającej - wiem z autopsji. Pomimo tego, trzeba czasem wrzucić na luz, ponieważ na dłuższą metę zamiast być ludźmi szczęśliwymi, będziemy wiecznie sfrustrowanymi. A tu nie o to chodzi.

Kwestia druga - nasze położenie. Chcielibyście, żeby Wasze kontakty z innymi ludźmi zawsze były pozytywne, bez żadnych zgrzytów, żeby wszystkie egzaminy były łatwe, a szef wypuszczał Was wcześniej z pracy? Nie ma tak łatwo. Musimy przyjąć do wiadomości fakt, że czasem z kimś się pokłócimy, czy nie zaliczmy egzaminu pomimo wielu godzin rzetelnej nauki. W pierwszym przypadku ważna jest rozmowa. Obowiązkowo szczera. Wytłumaczenie niejasności. W drugim trzeba próbować do skutku ;)

Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i zamiast denerwować się, że znowu coś się nie udało, warto uratować to, co można. Ja na przykład założyłam sobie wczoraj, że w dniu dzisiejszym wstanę o 9, zrobię tyyyle rzeczy i wieczorem będę szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Rzeczywistość wygląda tak, że wstałam po 11 (chociaż nie jestem pewna, czy bardziej trafnym określeniem nie byłoby "przed 12"). JEDNAK posprzątałam to, co miałam posprzątać, mam jeszcze trochę czasu, więc możliwe, że pouczę się chociaż trochę, a potem będę celebrować sobotni wieczór, jak na sobotni wieczór przystało :)

Podsumowując, zamiast na siłę kolorować każdy krok w naszym życiu, pozwólmy czasem na trochę czerni i zwyczajnie to zaakceptujmy. Przecież czasem musi być gorzej, żeby potem nastało lepsze :)

sobota, 26 października 2013

Październik?

No dobra, bez bicia, przyznaję się, że z moich planów niewiele wyszło.
Jeżeli o pracę chodzi, to stwierdziłam, że dam sobie czas do przyszłego roku. Wiosną się za to zabiorę, jak skończę 21 lat ;) Póki co korzystam z wolnego czasu, rozwijam swoje życie towarzyskie, ale o tym za chwilę.
Angielski... Hmm, no nie wyszło, jednak nie poddam się i wezmę w garść, z pewnością!
Z francuskim nie mogę się dogadać z dziewczyną, z którą miałam się uczyć, samej mi się nie widzi, może potrzebuję jakiejś lepszej motywacji. Chwilowo odkładam.
Na uczelni pojawiam się rzadko, no ale wiadomo, jak to jest :P

No i życie towarzyskie. Gwóźdź programu. Jest, rozwija się. Zwłaszcza jedna znajomość ;) Więcej w tym temacie nie powiem póki co. W każdym razie dużo ludzi wokół i to jak najbardziej na plus :)

Jutro przyjeżdża do mnie tata, z duużą porcją jedzenia i innymi interesującymi mnie rzeczami, co mnie bardzo cieszy. Od poniedziałku kolejny tydzień, zobaczymy, co mi przyniesie. Mam nadzieję, że same pozytywy.

Pozdrawiam Was cieplutko :)

piątek, 18 października 2013

Trochę optymizmu.

Nie pisałam tu nic 12 dni! Ale to wszystko przez to, że ja bardzo lubię towarzystwo ludzi, wiec korzystam i jestem wszędzie ;)
Rozmawiałam dzisiaj z kolegą o blogowaniu, mówiłam, że trzeba regularnie pisać, komentować inne blogi etc, a sama co robię? Wiem, nieładnie, jest weekend, ludzie pozjeżdżali do domów, będę mieć trochę więcej czasu, zrobię, co trzeba ;)

Pochorowało mi się, no ale tak to jest, jak się w nocy do klubu biega w samej sukience, bez żadnego okrycia. Kuruję się, bo nie ma czasu na choroby, trzeba żyć i działać!
A ja działam, owszem. Odwiedzam codziennie siłownię (i nie mam najmniejszego zamiaru wymawiać się przeziębieniem, już umówiłam się z koleżanką na wieczór!), z czego jestem niezmiernie zadowolona. Nawet zaczęłam bardziej uważać na swoje jedzenie (no dobra, zjadłam dzisiaj pizzę na obiad, ALE nie patrzę w stronę chipsów pochłanianych właśnie przez moją współlokatorkę). Jestem z siebie naprawdę zadowolona!
W ten weekend mam zamiar przyłożyć się choć troszkę do spraw uczelnianych, żeby wejść jak należy w nowy tydzień, bo pewnie wtedy nie będę miała zbyt wiele czasu na te rzeczy ;) Bije ode mnie optymizm, którym mam ochotę zarażać wszystkich po kolei, to jest wspaniałe!

Tymczasem obiecuję więcej zdjęć, może nie najlepszej jakości, ale robionych własnoręcznie. W ostatnich latach unikałam fotografii, sama nie wiem, dlaczego. Chcę to zmienić, ponieważ zdjęcia są super sprawą. Miło tak co jakiś czas usiąść i zobaczyć, jak to było kiedyś. W tym momencie przeżywam świetny czas i chcę go uwiecznić, na ile tylko mogę ;)

Udanego weekendu! 

niedziela, 6 października 2013

Chciałabym podsumować wrzesień...

... ale nie mam za bardzo co o nim niestety napisać, ze względu na niewielką moją aktywność w tym okresie.
Coś, czym mogę się pochwalić, to zdanie poprawki z historii gospodarczej i tym samym awansowanie  na drugi rok. Wcześniej trzeba było się trochę pouczyć, ale czego się nie douczyło, to się dowyglądało i dobajerowało I JEST!
Miałam trochę zawirowań w życiu osobistym, sporo stresu, dlatego w ciągu miesiąca jest to jedyna rzecz, jaką udało mi się osiągnąć. No, chyba, że dopiszemy jeszcze rozpoczęcie oglądania "Supernatural" ;)

Październik nie trwa jeszcze tygodnia, ale jest już ciekawy! Powrót na uczelnię, sporo nowych znajomości (ah, ten akademik!), tętniące życie towarzyskie (dlatego właśnie dawno mnie tutaj nie było). A teraz pora na październikowe plany:

  1. Znaleźć pracę.
    Na początek może być cokolwiek - nigdy nie pracowałam, a zależy mi na niedużej liczbie godzin, żeby móc wszystko ze sobą pogodzić i dosłownie paru groszach dla siebie i chociaż częściowego poczucia niezależności.
  2. Angielski.
    Posiadam książkę zawierającą 1000 idiomów i mam zamiar do końca miesiąca nauczyć się ich 300.
  3. Francuski.
    Tutaj zobaczymy, ponieważ miałam w planach wspólną naukę z jedną dziewczyną. Jeżeli się nie rozmyśli, to nie jestem w stanie określić materiału do zrobienia. Jeśli jednak zrezygnuje - 4 rozdziały z wypożyczonej przeze mnie książki + idiomy.
  4. Życie towarzyskie.
    Oby aktywne. Chcę, żeby we wszystkich dziedzinach mojego życia zapanowała harmonia, więc chcę być wszędzie, gdzie tylko będę mogła, nie zaniedbując przy tym obowiązków.
  5. Uczelnia.
    Postaram się grzecznie chodzić na wykłady i notować. Bo co swoje notatki, to swoje, poza tym może komuś się kiedyś przydadzą.
Myślę, że wystarczy. Nie chcę narzucać sobie zbyt dużej ilości "to do", żeby się nie wypalić. Myślę, że takie 5 celów będzie optymalne i jak najbardziej do zrealizowania. Porzucam samorozwój jako taki, wolę po prostu żyć tak, jakbym chciała. Wtedy mój rozwój przyjdzie sam z siebie. Jestem typem osoby, która nie może mieć niczego narzuconego, bo się zniechęca. Wolę zadać sobie pytanie, jak by wyglądał mój idealny dzień, co powinnam zrobić, żeby przybliżyć się do konkretnego celu i po prostu działać. To jest najlepsza metoda dla mnie. Każdy powinien znaleźć sobie swoją.

Tymczasem żegnam Was i życzę wszystkim miłego października ;)

niedziela, 29 września 2013

Leniwa niedziela.

Właśnie do takich leniwych, nieśpiesznych niedziel mogę zaliczyć prawie już minioną.
Wstałam koło 10, włączyłam muzykę, zamiotłam grzecznie pokój, przedpokój, łazienkę - ot, takie poranne niedzielne porządki ;) Wybrałam się po śniadanie, które zjadłam o... 12:30 (tak, wiem, niezdrowo, ale nie miałam nic do zjedzenia, ponieważ zamiast kupić coś wczoraj, wyszłam na koncert). Ubrałam się, korzystając z przepięknej pogody wybrałam się na spacer do manufaktury. Początkowo na kawę, ale skończyło się na chodzeniu po sklepach w poszukiwaniu etui na netbooka i kupieniu butów na jesień :) Rzecz jasna, Coffeeheaven również odwiedziłam.

Siedziałam na stoliku na dworze, dzierżąc w ręce gorącą kawę, otulona kocem. Patrzyłam na skąpany w jesiennym słońcu rynek i nie myśląc o niczym innym, oddawałam się tej przyjemności. To była magiczna chwila.

Zrobiłam obiad, obejrzałam kolejny odcinek serialu, a teraz klikam tutaj. Lubię takie dni, kiedy można zwolnić, nie mając przy tym poczucia marnotrawienia czasu.

Jutro poniedziałek, ale naładowałam dzisiaj akumulatory, wyciszyłam się i wiem, że uda mi się wstać rano i załatwić swoje sprawy. Czuję się naładowana na cały najbliższy tydzień. No tak, w końcu w czwartek wracam na uczelnię, jak to szybko minęło. Nawet nie straszny mi plan zajęć, który każdego załamuje :)

Życzę Wam miłego, niedzielnego wieczoru i energii na jutro!

piątek, 27 września 2013

Znajdź trochę szczęścia!

Codziennie narzekamy. Że nie ma pracy, że ludzie źli, że tramwaj się spóźnił, że pogoda brzydka.
Nie doceniamy. Wschodów/zachodów słońca, przyjemnego powietrza, chwil z książką/ulubionym serialem, tego co po prostu mamy.

weheartit.com

Trzeba zacząć dostrzegać to szczęście! Zamiast marudzić, że nie masz dużo pieniędzy, wymarzonego mieszkania, super faceta czy czegokolwiek innego, zwróć uwagę na to, co posiadasz. Ja do któregoś momentu chodziłam wiecznie naburmuszona, bo nie miałam kupy forsy, najnowszego modelu telefonu, nie stać mnie było na takie czy siakie buty, ubrania, kosmetyki. Pewnego dnia doznałam olśnienia. Przecież mam dach nad głową, rodziców, którzy zawsze dbali o to, bym nie chodziła boso, nie chodziłam głodna, mogłam pojechać na studia, sama dokonać ich wyboru. Jestem zdrowa, mam dwie ręce, dwie nogi, żadnych chorób, umiem mówić, słyszę - jestem szczęściarą!
Dzisiaj, kiedy zaczynam myśleć, że jestem w jakiś sposób poszkodowana, karcę samą siebie, przypominając sobie, że nie wszyscy mają tak dobrze jak ja. Oczywiście jako osoba zachłanna mam zamiar dążyć do tego, żeby było jeszcze lepiej, ale nie mam zamiaru narzekać na rzeczywistość ;)

A teraz warto dojrzeć szczęście obok siebie: dobrą koleżankę, ładny widok z okna, super umiejętności matematyczne, pyszny obiad.

A Wy, jakie szczęście dzisiaj dostrzegliście? :)

środa, 25 września 2013

Łap każdą chwilę!

Dlaczego warto wyciskać każdą chwilę naszego życia i nie marnować ani sekundy?
Wszystko, co robimy, odbije się na naszej bliższej lub dalszej przyszłości. To jest powód, dla którego powinniśmy wykorzystywać jak najlepiej każdą chwilę naszego życia. To od nas zależy, jak ono będzie wyglądać, jak szybko nastąpią w nim zmiany i jakie (o ile nastąpią - na to też mamy wpływ!).

Pomyślmy. Jak wyglądałaby dzisiejsza medycyna, gdyby ludzie marnowali czas? Pewnie nie bylibyśmy teraz w tym miejscu, w którym jesteśmy i nie byłyby leczone choroby, których zwalczanie jest obecnie możliwe. Z drugiej jednak strony, pewnie dałoby się zrobić coś więcej dzięki czemu medycyna w dzisiejszych czasach byłaby bardziej rozwinięta.

Temat dotyczący każdego z nas. Kto nie używa telefonu? Obecnie jesteśmy w posiadaniu smartfonów, działających na dotyk, nagrywających filmy i robiących wieeeele innych rzeczy. Nie mielibyśmy ich dzisiaj, gdyby nie ludzie, którym się chciało zmieniać tę dziedzinę. I znów weźmy ten temat z drugiej strony: jakimi cudeńkami byśmy się być może dzisiaj posługiwali, gdyby ludzie starali się bardziej? Niżej zamieszczam filmik, który obrazuje, jak zmieniały się słuchawki w ciągu ostatnich 100 lat, i co nas być może czeka w przyszłości.


Tymi dwoma przykładami chciałam Wam pokazać, jak ważne jest wykorzystywanie swojego czasu. Możemy robić niewiele i posługiwać się starą, stylową słuchawką w stylu vintage, narzekając przy tym, jaki to bezużyteczny grat, ale przecież nam się nie chce.
Alternatywą jest działanie, dzięki któremu będziemy posiadać super nowoczesny telefon robiący nam kawę i wyprowadzający psa na spacer.

Którą opcję wybierasz?

poniedziałek, 23 września 2013

Poniedziałek nie taki straszny : )

Zacznę od początku.
Miałam wstać o 7, wstąpić o 8.30 na uczelnię, potem spotkać się z kolegą i jakoś spędzić dzień.
Godzina 9.
Dzwoni telefon. Tak, zaspałam. Od pól godziny powinnam być na miejscu, a tymczasem leżę w łóżku. Z pomocą przyszedł mi wyżej wymieniony kolega. Fajnie znać tak pomocnych ludzi ; )
Koniec końców dotarłam przed 10, osoba, do której miałam sprawę zamykała swój przybytek ALE wyskoczyłam z "jednym małym pytankiem" no i udało się! Czym prędzej uciekliśmy stamtąd w sprawach własnych ; )

KOREK. Nic to, papieros, muzyka, jedziemy dalej. Idziemy na pięknie rozkopaną Piotrkowską, którą musiałam przemierzać w moich ulubionych obcasach. Dałam radę, błoto i rozkopy mi nie straszne ; )
Korzystając z okazji, wpadłam na chwilę do studia, w którym robiłam tatuaż. "Jeśli poczekasz pół godzinki to mogę ci poprawić te kilka kresek". W ten sposób oddałam się błogiemu nakłuwaniu i upiększyłam kiciusia : )
Czas coś zjeść. Więc pizza. Potem spadł sobie dość ulewny, poniedziałkowy deszcz, którego nie odczuwałam nawet dzięki dobremu humorowi. Wreszcie w samochodzie. Jednak nogi mnie trochę już bolały ; )
I co? ZNOWU KOREK. Ale nic to, jeżeli szukając czegoś ciekawego w radiu natknę się na:



I co my wtedy robimy? Kręcimy w odpowiednią stronę pokrętełkiem VOLUME, otwieramy okna i czekamy aż będzie można ruszyć, zabijając czas, tańcząc wesoło ; )


Da się? DA SIĘ!

I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Miłego wieczoru i miłego wtorku Wam życzę :)

czwartek, 19 września 2013

Głowa do góry, pierś do przodu!

Tak, tak, tak! Właśnie o to w życiu chodzi. Nie należy oglądać się za porażkami, a traktować je jako doświadczenie, nie należy przejmować się wszystkim za bardzo.

Po co głowić się, nad tłumaczeniami? Winny się tłumaczy, a jeżeli nie macie nic na sumieniu, to tłumaczenie jest zbędne, ponieważ fakty mówią same za siebie, a Wy nie musicie nadmiernie giumnastykować swojego języka, żeby cokolwiek udowadniać. Ja osobiście uważam, że jedyną osobą, której mogę chcieć coś udowodnić, jestem ja sama. Bo naprawdę, uwierzcie, jeżeli ktoś od Was oczekuje dowodów czegokolwiek, nie jest ich wart, skoro sam ich nie widzi patrząc na to, co sami sobą przedstawiacie. Każdy ma swoją wartość i powinien ją znać. Wiem, że może to brzmieć jak wypowiedź zarozumiałej małolaty ; ), ale prawda jest taka, że dopóki sami siebie nie docenicie, ciężko będzie, by ktokolwiek inny Was docenił. Na ogół spotykam się z tolerancją wyrzucania samemu sobie wad, niedociągnięć, natomiast w przypadku odwrotnym - kiedy ktoś jest świadomy swoich atutów i mówi o nich otwarcie - napotyka na nieprzyjazną reakcję. Dlaczego? Przecież każdy z nas powinien znać siebie, wiedzieć, co w nim jest godne pochwały, jest zaletą, a co należy szlifować, bądź starać się zminimalizować. To jest klucz do polubienia samego siebie, a przecież żyjemy z samym sobą i to właśnie samych siebie musimy lubić najbardziej, mieć za najlepszych przyjaciół.
Dlatego zastanówcie się, jakie są Wasze wady, a jakie zalety, nauczcie się mówić o tym otwarcie, bo fałszywa skromność wcale nie jest dobrą cechą ; ) Należy przy tym zachować rozsądek, żeby nie popaść w (nadmierny) samozachwyt i umieć wypośrodkować spojrzenie na swoją osobę pomiędzy zbyt niską, a zbyt wysoką samooceną.

Uwierzcie mi, trochę refleksji, odpowiednie wnioski i życie stanie się piękniejsze ; ))

wtorek, 17 września 2013

Każdy szczegół jest istotny.

Witam Was tego niezbyt przyjemnego dnia. Siedzę przykryta i zakatarzona, ale to nic!
Ostatnie dni były dla mnie dość ciężkie i powiedzmy, że nietypowe, ale dzięki mojej zdolności szybkiej regeneracji - jest ok! Trzeba się wykurować, załatwić, co trzeba i wziąć w garść. Ubiolewam nad "niebieganiem", ale niestety ubiegły tydzień minął mi pod znakiem świętowania : ) zdanego egzaminu, a teraz dopadło mnie choróbsko. Ale nic to, przy najbliższej sposobności udam się po karnet na siłownię.

Teraz przejdę do moich przemyśleń z ostatnich dni.

Dlaczego każdy szczegół jest istotny? Otóż, mając jakiekolwiek wątpliwości, nie możecie  ich zignorować. Tak, trzeba zdać się na swoją intuicję, bo ona naprawdę pomaga. Mogę to stwierdzić, mająć na uwadze swoje własne doświadczenia. Ilekroć poznając jakąś osobę coś mi nie grało, później okazywało się, że miałam rację. Niestety zawsze lekceważyłam swój "szósty zmysł" i to był błąd. Uważajcie na każdą myśl, jaka przychodzi Wam do głowy! Może być naprawdę cenna.
Poza tym, grunt to dobra obserwacja. Jeżeli ktoś wypowiada się w określony sposób na temat innych - będzie tak samo traktował Was. Jeżeli jakaś sytuacja w życiu przypomina Wam minioną już, przypomnijcie sobie swoje ówczesne reakcje i ich konsekwencje. Osobiście nie przepadam za historią, zupełnie nie wchodzi mi ona do głowy, jednak coś jest w powiedzeniu "historia jest nauczycielką życia".

Wiem, że pewnie większość z Was o tym wie, ja również. Jednak nawet z tą wiedzą, można popełniać błędy, ignorując takie właśnie sygnały. Po co, skoro można ich uniknąć? Zdaję sobie sprawę z tego, że to może być trudne, możecie mieć wtedy poczucie, że coś tracicie, ale wcale tak nie jest. W każdym razie, jeżeli już zdarzy Wam się przeoczyć coś istotnego i doprowadzić do niechcianej sytuacji, nie wyrzucajcie sobie tego, że "mogłam/mogłem postąpić inaczej". To jest lekcja, doświadczenie. I nie żałujcie niczego, tylko wyciągajcie wnioski na przyszłość, by nie dopuścić do "powtórki z rozrywki".

Pozdrawiam Was cieplutko i słonecznie, żeby zrównoważyć tę pogodę za oknem : )